wtorek, 23 grudnia 2014

Spokojnych...

Witajcie,

Dziękuję Wam za słowa wsparcia i otuchy... Tymczasem chciałabym życzyć wszystkim: spokojnych, zdrowych, smacznych, a co najważniejsze, spędzonych w rodzinnej, ciepłej atmosferze - zbliżających się wielkimi krokami - Świąt Bożego Narodzenia...


* design i elementy moje z zestawu "Christmas Joy",
 a ten mały aniołek to nasz synal - sprzed kilku lat;) *



Ps. Mam nadzieję, że do niektórych z Was kartki dotarły. Dziękuję  również za Wasze życzenia... Pewnie po Świętach powoli zacznę nadrabiać wpisy na blogach...


pozdrawiam



środa, 17 grudnia 2014

Niekosmetyczny bilans minionego roku

Witajcie,

Nie pomyliłam czasów w tytule, po prostu dla mnie ten rok jest skończony. I niech jak najszybciej zniknie z kalendarza.
Jeśli ktoś oczekuje sympatycznego wpisu, niestety nie tym razem. Twardo i na zimno. Ku zebraniu w całość, zdystansowaniu, wyjaśnieniu kwestii nieobecności, wreszcie przyhamowaniu publikacji notek... etc..






Nie by zaraz z dniem 01 stycznia 2014 zaczęło się beznadziejnie. Raczej "im dalej w las, tym więcej drzew". Choć pierwsze miesiące tego roku uświadomiły mi, że:

  • mój sklep digital scrapbookingowy ginie marnie w otchłani Internetu, ale dla równowagi pojawił się pomysł otwarcia sklepu z kosmetykami naturalnymi,

Kolejne miesiące nie były złe:

  • wizyta w kraju,
  • Kosmetyczna Wyspa, która zdaje się być moim małym sukcesem - choć teraz to sama nie wiem... jednak to tutaj poznałam wspaniałe osoby, których nie spodziewałam się już w życiu, nowe, ciekawe współprace...

I nadal mijały stosunkowo spokojnie, aż do czerwca...

  • kiedy kobieta zdecydowanie wynurzyła się mężowi autem "z krzaków" rosnących przed wyjazdem z jej domu i zasłaniających obu cały widok, stanowiąc przeszkodę na jego ścieżce rowerowej. Gwałtowne hamowanie poskutkowało efektownym lotem z lądowaniem na lewej ręce - skutek: złamany nadgarstek,
  • operacja - na szczęście się powiodła, ale rezultaty zajścia mąż odczuwa do dziś,
  • konsekwencje finansowe, bo w UK, jak jesteś na zwolnieniu otrzymujesz ok. £100 z urzędu, a nie 80% pensji (głownie dotyczy firm prywatnych)  - siłą rzeczy skutki do dziś,
  • wreszcie fantastyczna i kolorowa walka - dosłownie, z firmą, która ma pozyskać odszkodowanie dla męża... Jestem pełna podziwu dla osób, które swoją pracę "odpierdalają" po prostu. Nierzetelność, opieszałość, wreszcie moim zdaniem zwykła ludzka nieżyczliwość, złośliwość, czy chamstwo - już sama nie wiem, jak to określić... W szczegóły nie będę się wdawać, ale od lipca kosztuje mnie to masę nerwów, nie skutkują prośby, groźby - a są Instytucją, która z założenia ma pomagać i oczywiście odpłatnie... lol

Mijają lipiec, koniec sierpnia...

  • kolejna wizyta w Pl, która miała być wspólnym wypoczynkiem, ale to jeszcze był czas rehabilitacji męża po wypadku i operacji, więc został w domu...


Jako, że wakacje mieliśmy żadne, postanowiłam zorganizować nam choć kilka dni wypoczynku. I szczerze to też nie przyszło, jak pstryknięcie różdżki wróżki, tylko po prostu się wystarałam. Uznałam, że mężowi się także należy wypoczynek i dobrze zrobi nam wszystkim. A czas przed wyjazdem rozpoczęliśmy intensywne prace nad nowym sklepem...

  • praca nad sklepem,
  • 9 dni na Majorce,
  • po powrocie niesamowite przeżycie - przesyłka, przede wszystkim z milionem serc od 5 wspaniałych dziewczyn - klik,

Oczywiście udany wypoczynek dał nam potężnego kopa do dalszej pracy i nadzieję, że wszystko się szybko rozwiąże i ułoży. Ale po co w sumie?

  • zatem jedziemy dalej i przyjmujemy miażdżące, czarne wieści od przyjaciół i rodziny z Pl - nawet gdzieś wspominałam, że czuję się jak "w oku cyklonu"... jeszcze była moc nabrana na wczasach, która wkrótce po gwałtownym sprowadzeniu na ziemię, błyskawicznie z nas uchodziła...
  • w wyniku niesłowności  i nieterminowości rozstaliśmy się ze wspólniczką. Pozostając sami z beznadziejnym w sumie terminem otwarcia sklepu - bo już wiedzieliśmy, że się najnormalniej w świecie ze wszystkim nie wyrobimy...
  • zakończenie najważniejszych prac przy sklepie i niestety w niekompletnym przygotowaniu (czego nie cierpię - zresztą podobnie, jak robienia z gęby cholewy), otworzyliśmy sklep...
  • cieszyłam się, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu odczuwałam kolosalne przemęczenie, które nie było jak sądziłam wynikiem intensywności i kumulacji zadań - głównie związanych ze sklepem, a zapowiedzią powiększenia rodziny - i tu nastąpiła mega radość, która miała zrównoważyć całość...

Oczywiście ciągłe przejścia z Instytucją opisaną wyżej, mnóstwo kolejnych niesprzyjających okoliczności, w tym śmierć babci męża... niezmiennie nam towarzyszyły. Burza hormonów także robiła swoje i nie potrafiłam zapanować nad nastrojami i rozdrażnieniem... Ale z naturą, chyba jeszcze nikt nie wygrał... Chciałam przeczekać i podzielić się dobrymi wieściami przed Świętami...

Jednak nasza Fasolka 14 grudnia 2014 (8 tc) odeszła, tak cichutko... a ja nie chcę być cicho - choć nie wiem czy to ma jakiś sens...
I tak właściwie nie mam ochoty wnikać, co dla kogo oznacza Fasolka, ja swoją już kochałam... obserwowałam Jej rozwój i już zastanawiałam się, jak będzie wyglądać...
Ale zostałam jakby sama, bezradna i kompletnie ogłupiała... I w sumie nie wiem co, nie wiem jaki krem jest, czy był moim ulubieńcem, nawet mi się nie chce tych kremów używać... Niepoważnej kobiecie z równie niepoważnej Instytucji mam ochotę wykrzyczeć, że jest strasznie głupia i nie ma za grosz empatii w sobie... tylko, że tak za bardzo to mi się z nikim nie chce gadać...
Ten Ich przysłowiowy paracetamol, na to nie pomaga i choć wiem, i od pół roku za Lipińskim powtarzam, że "jeszcze będzie przepięknie i jeszcze będzie normalnie", to na razie nie chce być...

Nie chcę już nic, ani dobrego ani złego... Byle to już się skończyło... Byle ten rok formalnie się jak najszybciej zakończył, bo mimo także miłych akcentów i przeżyć jest najgorszym w moim życiu...


piątek, 5 grudnia 2014

Podkład Mineralny & Pędzel Kabuki │Mineral Foundation & Kabuki Brush Lily Lolo

Witajcie,

Ostatnio chodzę naładowana, jak mały elektronik, ale tak wewnętrznie i emocjonalnie, bo energii to u mnie coś nie za wiele ostatnio... tak mniej więcej to we mnie wygląda...


 
Słone krople z oczu jakoś same wylatują. Czyżby przesilenie jesienno-zimowe, zmęczenie materiału? A może kryzys wieku starczego?:P Pogoda też nie sprzyja - ciemne chmury wloką się po ziemi, osnuwając swoimi łzami otaczający mnie świat, brr... Mam nadzieję, że to wkrótce minie... Takie dni, jak dziś, czyli fala dobrych życzeń od Was na Fb, potrafi mi przywrócić nadzieję na lepsze jutro, a przede wszystkim jasne i suche... zatem dziękuję ♥♥♥

Tymczasem życie toczy się dalej, przygotowałam dla Was koleją recenzję z szafy Lily Lolo. Ogólnie, lubię kosmetyki LL, jednak poczułam lekkie obciążenie współpracą terminową - to nie dla mnie. Wolę swobodnie dostosowywać swój czas, do zadań, których w życiu masa, do własnych możliwości testowych etc..
Przygody z LL oczywista nie żałuję, ale nauki z niej wyciągnęłam. Teraz już zapraszam, jeśli jeszcze w ogóle macie ochotę;), na kilka słów o dwóch produktach wspomnianej marki... Podkład Mineralny i Pędzel Kabuki...



Producent:
Podkład mineralny o jasnym/średnio-jasnym odcieniu ze zbalansowanym kolorytem dla jasnej cery. Posiada naturalny filtr przeciwsłoneczny SPF 15.
Podkłady Lily Lolo zostały wyróżnione przez Zieloną Biblię Urody oraz magazyn Natural Health.


Skład:
Mica, Zinc Oxide [+/- CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77492 (Iron Oxide), CI 77491 (Iron Oxide), CI 77499 (Iron Oxide)].

Producent - o pędzlu:
Pędzel Kabuki wykonany jest z najlepszego gatunkowo syntetycznego włosia, które jest ultra miękkie. Idealny do nakładania naszego podkładu mineralnego. Miękkie, syntetyczne włosie nie wypada tak jak naturalne oraz zapewnia gładką aplikację podkładu. Jest to pędzel bardzo dobrej jakości, dzięki któremu precyzyjnie nałożysz podkład. Całkowita wysokość pędzla to 7cm, a samego włosia 4cm. Może być używany przez wegan.






Podkład, który wybrałam, przy pomocy tabeli (podesłanej przez uprzejmą Panią Aleksandrę) zamknięty jest w plastikowym słoiczku, identycznym z Finishing Powder, o którym pisałam tutaj, jednak o pojemności 10 g.
Spróbowałam dociec, dlaczego wybrałam neutralny Barely Buff. Ponowna analiza, pośród sporej ilości kolorów podkładów LL, uświadomiła mi, że obawiałam się zbyt jasnych lub zbyt ciemnych, spośród zimnych odcieni. Nie wiem czy słusznie, ale padło na powyższy, który zdaje mi się, jest dla mnie nieco za ciepły.


 
Nakładałam minimum dwie cienkie warstwy, osiągając wystarczające krycie (choć czasem życzyłabym sobie mocniejsze), ale jak zawsze przy większych twarzowych brzydalach, posiłkuję się korektorem. Proszek rozprowadza się równomiernie, tworząc delikatne krycie i nadając niejaką głębię licu - nie "spłaszcza" twarzy. Jest drobno zmielony i zachowuje się jak mgiełka. Niewątpliwym atutem, jest również piękny, zielony skład...



Prawdopodobnie zostałby ulubieńcem (przynajmniej latem), gdyby nie fakt, że wysusza i tak sucharkowatą mą twarz. Ratunkiem jest krem BB z LL - klik - zastosowany wcześniej, jako baza. Ale latem niekoniecznie mam chęć pacynkować się mnogą ilością upiększaczy;).
Nie sądzę bym wróciła do podkładów z Lily Lolo - tutaj zachwyciłby się prawdopodobnie cery tłuste i mieszane... Całą gamę kolorystyczną podkładów możecie znaleźć tu - klik.


Cena: ok. 73 zł




 Pędzel ma na sobie Finishing Powder...


Pędzel Kabuki niestety także nie podbił mojego serca, mimo gabarytów dostosowanych do mych małych dłoni. Idealnie leży  w ręce, dzięki czemu sprawnie można nim manipulować. Jednak twarz już nie jest taka szczęśliwa. W odniesieniu do pędzla Everyday Minerals, kabuki z LL ma nieco sztywniejsze włosie, a co za tym idzie zamiast przyjemnego muskania lica (przy nakładaniu podkładu), odczuwam dyskomfort. Zdecydowanie lepiej sprawdza się przy bardzo delikatnym omiataniu twarzy pudrem wykończeniowym - co rzadko stosuję przy podkładach mineralnych... Moimi ulubionymi pędzlami do nakładania podkładów mineralnych są: właśnie Everyday Minerals, albo pędzel typu Flat Top z Bdellium Tools. Poza tym, od kiedy rozkochałam się w pędzlach Zoeva, mało co mnie zachwyca w temacie;).


Cena: ok. 80 zł


Sklep Costasy  ma dla Was promocję, która trwa
do 07.12.2014 lub do wyczerpania zapasów...:)

http://www.costasy.pl/



Znacie opisane dziś produkty?
Jestem ciekawa, jak u Was z nastrojem tej jesieni?

Dajcie też proszę znać, czy wyczyściliście buty,
by Mikołaj mógł zostawić swoje dary?:P


pozdrawiam

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Hipoalergiczny Balsam do Ciała Pat&Rub │Hypoallergenic Body Balm Naturativ

Witajcie,


Ależ bardzo tęskniłam... Jak więsza część z Was wie, nasz sklep EcoEuphoria stoi otworem:). Jestem dumna i zadowolona. Wyrobiliśmy się z pracą, a całość praktycznie ogarnęliśmy sami. Ale Wam, także należą się ogromne podziękowania, za wszelkiego rodzaju wsparcie, także lubisiowe, dobre słowo, obecność:). Ma to ogromne znaczenie - było i jest kopem, motywacją. Mimo, że raczej dokładnie wiem czego chcę, bez Was byłoby to chyba jałowate. Rozpoczęłam produkcję eco wosków:). Dla mnie to coś nowego, ale niesamowitego! Uwielbiam komponować co ciekawsze bukiety aromatyczne i z młodym wymyślać nazwy. Na teraz dostępne są 3 kompozycje zapachowe wosków, a  w głowie już mam kolejne oczywiście:).
Acz nie o tym ma być - choć pokrótce, powiedziałam, gdzie byłam/jestem, jak mnie nie ma;). Dziś cofnę się kilka tygodni wstecz i opowiem o towarzyszącym mi na wakacjach Hipoalergicznym Balsamie do Ciała z Pat&Rub...


Wspomnień czar, który rozgrzewa nasze serca w mroźne dni;)


Producent:
Balsam wygładza i świetnie nawilża skórę. Kosmetyk naturalny wymaga chwili wmasowywania w ciało, za to efekt nawilżenia i ochrony utrzyma się przez cały dzień. Nie zostawia tłustej warstwy, pozwala natychmiast się ubrać. Zawiera substancje łagodzące podrażnienia i chroniące skórę przed wysychaniem oraz naturalny filtr UV. Naturalny balsam do ciała pachnie świeżością i morską nutą. Zastosowana kompozycja zapachowa jest hipoalergiczna. Produkty z serii hipoalergicznej zostały opracowane tak, aby zminimalizować ryzyko wystąpienia reakcji alergicznych. Jednocześnie, zgodnie naszą filozofią, używanie kosmetyków naturalnych musi być przyjemnością. Z tego powodu kosmetyki hipoalergiczne mają delikatny świeży i hipoalergiczny aromat, a konsystencje naszych ekokosmetyków urzekają przyjemnością aplikacji i efektywnością.


Skład:
Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Orbignya Oleifera Seed Oil, Camellia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract, Betaine, Butyrospermum Parkii , Cetearyl Glucoside, Stearic Acid, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Sodium Hyaluronate, Parfum, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Sodium Phytate, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, D-Panthenol, Parfum



200 ml mazi, w charakterystycznym eco kolorze, ukryto w plastikowym, smukłym pojemniku. Nie sposób nie wspomnieć, o komforcie korzystania z butli, typu air less -  o jej higienicznym rozwiązaniu, estetycznej szacie graficznej, która nawet w słonej kąpieli zachowuje nienaganny wygląd;).
Dalej również jest dobrze. Niesamowicie przyjemny, świeży aromat towarzyszył codziennej aplikacji balsamu. W upalne, słoneczne dni, nienachalny i subtelny bukiet rozpieszczał me nozdrza, sprawiając, że chciałam więcej i więcej lol...
Konsystencja idealnie wyśrubowana, gładko sunęła po ciele i błyskawicznie przenikała w głąb skóry, łagodząc ewentualne podrażnienia słoneczne. Balsam pozostawiał skórę "najedzoną" i "opitą" - dzięki czemu zdrowo się prezentowała, zwłaszcza taka muśnięta słońcem...
Seria hipoalergiczna, staje się moim faworytem na cieplejsze dni. Choć po balsam do rąk, czy stóp, chętnie sięgnęłabym i teraz. Jednak do ciała celowałabym w cieplejsze tony, jak seria otulająca. Po rozczarowaniu linią rewitalizującą - te dwie powyższe są moimi ulubieńcami na ten moment.
Oczywiście, warto choć raz w życiu pokusić się o spróbowanie kosmetyków P&R, bo są naprawdę niezwykle milusińskie w użyciu i w większości skuteczne - i pamiętamy o promocjach:P. A zdradzę Wam jeszcze (choć może część z Was już wytropiła:P), że wkrótce kosmetyki Pat&Rub (z nazwą na świat - Naturativ) będą dostępne w UK w EcoEuphorii :D.


Cena: 59 zł


 A jakie są Wasze ulubione serie z Pat&Rub?
Jestem też ciekawa, czy uchował się ktoś,
kto nie miał jeszcze nic P&R?


pozdrawiam

poniedziałek, 24 listopada 2014

Krem do stóp SPA & Wellness │Foot Cream Organique

Witajcie,

Okropnie brakuje mi tradycyjnego do Was zaglądania i częstszego pisania, ale jesteśmy już bliżej niż dalej. Naprawdę, do otwarcia naszego sklepu można odliczać dni:).
Mimo ogromu zadań, spieszę do Was z kolejnym mazidłem  - z ulubionej firmy Organique, której mi tu brakuje :chlip :chlip. To oczywiście tytułowy Krem do stóp z linii odżywczo - kojącej SPA & Wellness...



Producent:
Krem do kompleksowej pielęgnacji wrażliwej, wymagającej skóry stóp, o nowej udoskonalonej formule i ekskluzywnym, odświeżającym zapachu. Kompleks polisacharydów i fosfolipidów Hydramax działa nawilżająco i uelastyczniająco, zapobiega utracie wody. Ekstrakt z tymianku odświeża skórę i reguluje potliwość. Olejek kukurydziany odżywia, regeneruje, zmiękcza i zapobiega pękaniu pięt. Alantiona i aloes łagodzą podrażnienia, witamina E hamuje procesy starzenia się skóry, a mentol przynosi ukojenie zmęczonym stopom. Preparat szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej powłoki, dodatek talku zapewnia matowe, aksamitne wykończenie. Krem polecany jest do codziennej, intensywnej pielęgnacji stóp.

Skład:
Water, Glycerin, Cetearyl Alkohol, Caprylic/Capric Triglyceride, Stearic Acid, Talc, Glyceryl Stearate, Alkohol Denat., Thymus Vulgaris Extract, Aloe Barbadesis Extract, Zea Mays (Corn) Oil, Galactosyl-Fructose, Lecithin, Allantoin, Menthol, Tocopheryl, Acetate, Acrylates/C10-30Alkyl Acrylate Crosspolemer, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Ethylateshexylglecerin, Parfum, Linalool, Hydroxyisohexyl, Cyclohexene Carboxaldehyde, Amyl Cinnamai, Benzyl Salicylate, Limonene, Coumarin,CI 42090.


100 ml mazi, o charakterystycznym niebieskawym zabarwieniu, zamknięto w zgrabnym opakowaniu typu air less. Odpowiada mi taki sposób aplikacji - wszystko odbywa się sprawnie i bezboleśnie. Świeży aromat tylko umila użytkowanie kremu...




Balsam ma bardzo lekką, wręcz delikutaśną niczym mus formułę, zatem gładko sunie po skórze i błyskawicznie się wchłania. Nie pozostawia tłustej warstwy, właściwie po chwili od nałożenia, można brykać boso;). Daje wyraźny efekt ukojenia i subtelnego chłodzenia, jednak nie na tyle, bym nie miała odwagi używać go jesienią. Acz zimą postawię na cieplejszy zapach...
Moje stopy nawilża wystarczająco, a jestem z sucharków, zwłaszcza pokąpielowych;). Rytuał pielęgnacyjny stóp z tym kremem, należy do miłych i wręcz odruchowo po  niego sięgam, mając w pamięci przyjemny moment z dnia poprzedniego - taki trochę dla leniwców, bym rzekła:P...




Sama nie wiem, czy powrócę do niebieskiej mazi. Nie do końca przekonuje mnie skład, mimo zastosowanej przez firmę bezpiecznej formuły - Safe Formule. Konkretnie myślę o talku, alkoholu denaturowanym i kilku innych tajemniczych dla mnie komponentach, ale może się mylę...


Cena. ok. 33 zł



Znacie się z kremem Organique do stóp?
Dajcie proszę znać, jacy są Wasi ulubieńcy,
w kategorii futki;)


pozdrawiam


piątek, 21 listopada 2014

Transparentny sypki puder mineralny │Finishing Powder - Translucent Silk Lily Lolo ♥

Witajcie,

Niedawno byłam w ciepłym miejscu, z cudnymi widokami... Oczywiście zabrałam mnóstwo kosmetyków, także by obfocić w gorących sceneriach - i co? I nic, o niektórych kompletnie zapomniałam i musiały nacieszyć się sesją w skromnym zaciszu domowym:P. Takim zapomnianym (tylko do zdjęć, bo w użytku był non stop), okazał się tytułowy Finishing Powder - Translucent Silk Lily Lolo...



Kolor włosia pędzla - nie jest oryginalny... Po prostu pobawiłam się kolorami...


Producent:
Transparentny mineralny puder, o jedwabistej konsystencji, który dzięki zawartości rozpraszającej światło miki, optycznie redukuje widoczność drobnych zmarszczek oraz niedoskonałości. Nie zawiera drażniących substancji chemicznych, nanocząsteczek, parabenów, tlenochlorku bizmutu, talku, sztucznych barwinków i konserwantów. Jest bezzapachowy, lekki i niezwykle drobno zmielony, co gwarantuje wyjątkową trwałość makijażu. Optycznie redukuje drobne zmarszczki i skazy.


Skład:
Mika [+/- CI 77491 (Iron Oxide), CI 77492 (Iron Oxide)]





Delektuję się i zachwycam nowymi opakowaniami produktów Lily Lolo. Ubóstwiam ten gustowny minimalizm. Nie inaczej sprawa wygląda z sypkim, białym pudrem, który w ilości 4.5 grama zamknięto w schludnym, plastikowym słoiczku z sitkiem...




Przyznaję, że to cudo (tak mogę już śmiało powiedzieć), poznałam jeszcze za starej szaty - i okropnie za nim tęskniłam... Nie wiem, jak mogłam tak długo wytrzymać... Pamiętam, że kilkukrotnie lądował w koszyku, a kończyło się jak zwykle, czyli coś okazywało się ważniejsze, na dany moment. Niemniej,  znowu jesteśmy razem i żyjemy w synergii:).
Głównie dlatego, że biały proszek jest bardzo drobno zmielony i  ma niezwykle miałkie, srebrne drobiny...




Jako biały, nie bieli, a także nie zmienia koloru podkładu. Subtelnie matowi mą facjatę, rozświetlając, nadając świeżości i tworząc miękki glow. Twarz sprawia wrażenie muśniętej srebrną mgiełką. Uwielbiam ten efekt. Jestem rozkochana w tym kosmetyku...

Niestety, wszelkie próby odtworzenia w DIY, spełzły na niczym:P. Mój home made puder, bieli, jak mąka prosto od młynarza, nadaje takiego blasku, że jeśli ktoś ma ochotę być bombką, w nadchodzące Święta - służę:D. A mam czym, ponieważ początkowo nadawał takiego błysku, że rozrabiałam z matową miką, zatem rozmnażałam w sporych ilościach;)... Jeśli komuś uda się odtworzyć tę cudną recepturę - teraz mam dokładne kolory, bo poprzednio na opakowaniu chyba widziałam tylko mikę i jeden kolor - to proszę się podzielić:). Tymczasem zapraszam do nabywania oryginału jednak...


Cena: ok. 73 zł


http://www.costasy.pl/esklep,produkt,35,translucent_silk_mineralny_puder_sypki_lily_lolo#tab=itemOpinions




A jak wygląda sprawa pudru u Was?
Macie? Znacie? Chcecie?


pozdrawiam

poniedziałek, 17 listopada 2014

Antyoksydacyjny krem na noc │Lavender & Rose Repairing Anti-Oxidant Night Creme A'kin

Witajcie,

Chwilowo, jak widzicie notki i moja obecność u Was są nieco rzadsze, ale już wiecie co się dzieje. Podejrzewam, że po otwarciu sklepu przyjdzie lekka odwilż i powoli wszystko wróci do prawie normy:).
A dziś o interesującym produkcie, zdaje mi się, słabo popularyzowanej w polskiej blogosferze urodowej, marki A'kin, którym jest Krem na noc...



Producent:
Krem Lawenda & Róża A'kin - to krem, o nawilżającej formule, która jest wzbogacona w witaminy A, E, B5 i C oraz w kwasy omega 9, 3 i 6 kwasy tłuszczowe. Te silne, naturalne składniki działają w synergii, aby nawilżyć skórę, zredukować zmarszczki i odmłodzić naszą cerę.
Krem, podczas snu,  dostarcza składników aktywnych. Ten bogaty antyoksydant, szybko się wchłania i głęboko nawilża, jednocześnie wygładzając skórę twarzy. Krem przeznaczony jest do każdego typu cery.


Skład:
Aqua, Panthenol, Simmondsia Chinensis Jojoba Seed Oil, Persea Gratissima Avocado Oil, Hydrogenated Lecithin, Glycerin, C12-16 Alcohols, Palmitic Acid, Sucrose Stearate, Sorbitol, Echium Plantagineum Seed Oil, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Tocopheryl Acetate, Squalane, Mannitol, Phytosterols, Phenoxyethanol, Bisabolol, Xanthan Gum, Glyceryl Laurate, Sodium Gluconate, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Sodium Hydroxymethylglycinate, Ammonium Glycyrrhizate, Thioctic Acid, Citric Acid, Lavandula Angustifolia (lavender) Extract, Ethylhexylglycerin, Rosa Centifolia Flower Extract, Fusanus Spicatus Wood (Sandalwood) Oil, Lecithin, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Caprylic/Capric Triglyceride (botanical Source), Caffeine, Aesculus Hippocastanum (Horse Chestnut) Extract, Zinc Gluconate, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Beta-Carotene, Citronellol, Limonene, Farnesol, Geraniol, Linalool.


Standardowa pojemność, jak na krem, czyli 50 ml mazi, zamknięte jest w plastikowym opakowaniu, niekoniecznie higienicznym, acz wygodnym. Tworzywo, z którego jest wykonany słoiczek, ma przyzwoitą jakość i zdecydowanie od razu to odczuwamy. Całość zamknięto w kartonik na miarę. Wszystko  w stonowanej, granatowej grafice - estetycznie, wypada korzystnie:).
Przyznaję, że obawiałam się zapachu. Lawenda, której walory aromatyczne, tak po prawdzie, dopiero zaczynam doceniać, wespół z różą - nie może być dobrze. Jednak zdecydowanie jest:). Mimo, że woń jest wyrazista, to jednak niezwykle przyjemna i nie rażąca.
Kolejnym zaskoczeniem, okazała się dla mnie struktura kremu.  Bogactwo naturalnych składników, którego zadaniem jest profilaktyka przeciwzmarszczkowa, nawilżenie i odżywienie - a wszystko ma odbywać się pod osłoną nocy, musi być konkretna i treściwa. A tu otrzymujemy niesamowicie lekki, wręcz mus, gładko sunący po twarzy, którą szykujemy do snu... mus w kolorze, jak to nazywam "natury"...



Czystą przyjemnością, stało się nanoszenie kremu wieczorami na lico, by po chwili cieszyć się ogromnie gładką i jedwabistą w dotyku skórą. Efekt znany mi z kremów "domowej roboty" - podobnie też się zachowują mazie do twarzy z Femi.
Otulając się delikatnym aromatem każdego wieczoru, sprawiamy, że w dłuższej perspektywie nasza cera staje się odświeżona, radosna, gładka, odżywiona. Wszelkie pozostałości po wypryskach, jakby szybciej się goją. Odczuwam wyraźny komfort...



Nie zarejestrowałam jednakże redukcji zmarszczek,  ale - po pierwsze, ani jakoś drastycznie jeszcze się u mnie nie uwidaczniają (jasne, że już są), ani nie oczekiwałabym takich cudów, po stosowaniu kremu - w ogóle i przez suma summarum nie taki długi czas. Choć wydajność kremu jest niesamowita, czego zasługą jest pewnie też bardzo lekka formuła:).
Sama nabyłam specyfik w korzystnej promocji i jak zawsze Wam polecam poszukiwanie takowych.
Od pewnego czasu, jeśli już znajdę kosmetyk, którego pożądam, w konkretnym sklepie. Wyszukuję kod rabatowy do owego sklepu. Zazwyczaj znajduję jakieś 5% do 20% rabatu:). Podejrzewam, że możecie podobnie próbować na polskich stronach:)...


Cena: ok. £21, w Pl nie widziałam kremu - jeśli znajdziecie, piszcie śmiało...



Znacie jakieś produkty A'kina?
Jeśli nadarzy Wam się okazja, polecam, jeszcze mnie nic nie zawiodło,
co prawda z trzech produktów, jakie używałam czy używam, ale jednak.
Zatem może coś w tym jest:).

pozdrawiam


czwartek, 13 listopada 2014

Zabawa dla aktywnych │Wyniki konkursu

Witajcie,

Czas najwyższy, by wreszcie podać wyniki Zabawy październikowej i konkursu. Serdecznie dziękuję Wam za anielską cierpliwość - jesteście super:).
Naprawdę nie próżnuję, praca nam aż się pali w rękach, jednak mam przebłyski, kiedy mi tęskno do Was i Waszych blogów, ale przyjdzie czas... Dobrze, że chociaż część z Was jest na Insta i Fb:P...

Fragment małego owocu naszej dzisiejszej pracy...




Przechodząc do laureatów, zacznę od konkursu, jaki Wam zostawiłam wyjeżdżając, o lekko przekornym tytule "Konkurs na jesienny wieczór".
Dziękuję za udział w zabawie, w której należało odpowiedzieć na pytanie: "Skąd się wzięła nazwa "Kosmetyczna Wyspa?". Wasze odpowiedzi sprawiły mi wiele przyjemności, macie wyobraźnię:P. Wybrałam tę prawie prawdziwą, najpierwszą:

"Bladego pojęcia nie mam ;) co też Ci chodziło i utkwiło w główce, że właśnie tak nazwałaś swój blog.
Mogę się jedynie domyślać, że skoro mieszkasz (jak się zdążyłam zorientować) w UK, to przekabaciłaś jakiegoś urzędnika tam, aby jedną z Wysp nazwał Kosmetyczną :) No i miałaś rację, bardzo miło i przyjemnie się po niej podróżuje :) Zgadłam?"

Prawie:P - tak Kosmetyczna Wyspa dokładnie narodziła się po prostu, z racji mojego zamieszkania na wyspie i tematyki bloga;)...
Swoją drogą byłoby cudownie kiedyś mieć "żywą" Kosmetyczną Wyspę - urządziłabym chyba międzynarodowe spotkanie blogerek, tak na dobry początek - śniadanie prosto z drzewa, w postaci bananów, maseczki ze świeżego miąższu kokosów... ach rozmarzyłam się... 


 I tę:

"Pewnego marcowego wieczoru roku 2013, kobieta o wdzięcznym imieniu Patrycja zapragnęła podzielić się ze światem spostrzeżeniami i przemyśleniami na temat niezwykle ważny i stanowiący priorytet każdej kobiety -KoSmEtYkI-co, z czym, jak i dlaczego.
Jako, że imię Patrycja oznacza kobietę nieulegającą wpływom, potrafiącą poświęcić się sprawom społecznym swoimi doświadczeniami postanowiła dzielić się na blogu o nazwie iście cudnej Kosmetyczna Wyspa.
Jak wiadomo wyspa jet miejscem nie zbadanym, odległym i kryje w sobie nie tylko uroki, ale i pułapki.
Kosmetyka to słowo o wielu znaczeniach i jest równie nie zbadane jak jej poprzednik-wyspa.
Tak oto wszystkie zapiski skrupulatnie gromadzone są na Kosmetycznej Wyspie i przekazywane z pokolenia na pokolenie."

Naprawdę geneza:D Myślę o tym przekazywaniu z pokolenia na pokolenie:P


Tym sposobem zwyciężczyniami konkursu zostają:



Nagrodę pocieszania chciałabym natomiast przekazać na ręce...


...która, w którymś momencie, jak wnioskuję, bardzo dokładnie przyjrzała się  chronologii mojego blogowania - to miłe kiedy ktoś naprawdę chce nas poznać, czyta z uwagą i poświęca nam swój czas - dziękuję Violka, nie tylko za to!


"Kosmetyczna Wyspa powstała z pasji dzielenia się z innymi wiedzą na temat kosmetyków, ich działania i radości z ich używania. Na początku był Zakątek Pieguski, który przechodził metamorfozy. Potem narodził się nowy pomysł. Pisanie o kosmetykach. Poznanie siły blogerek i nowych przyjaźni w sieci. Kosmetyczna Wyspa to świadomość pisania, sens i radość życia."


Gratuluję dziewczyny!

Nagrody - niespodzianki, wkrótce do Was powędrują, prosto z Wyspy;)



Czas już także, na ogłoszenie laureata Zabawy dla aktywnych.  Jest Was tyle miłych osóbek, z którymi z przyjemnością się gaduli, nie tylko tutaj, ale także w innych mediach społecznościowych, że naprawdę trudno się zdecydować. Niemniej w tym miesiącu nagroda...





...leci do przesympatycznej osoby, która odkryła Wyspę, długo przed dinozaurami [czyt. disqusem;)] i tak jakoś nam zleciał bodajże już rok;). Dziękuję Dorota!



Dziewczyny, proszę o Wasze adresy na maila:


Jeszcze raz wszystkim dziękuję!



Kolejna zabawa dla aktywnych jest już w odsłonie świątecznej i obejmuje resztę listopada i grudzień - z racji sporej ilości zadań, jakie mi ostatnio towarzyszą. Mam nadzieję, że Wam się spodoba - Maseczka na okolice oczu GlamGlow...




pozdrawiam


niedziela, 9 listopada 2014

☼ Nie wiem, co powiedzieć ☼

Witajcie,

Tytułem wstępu, winnam Wam słowo, odnośnie mej marnej obecności na Waszych blogach. Częściej mnie spotkacie na Fb, czy Insta, bo do tego mi wystarcza telefon, który używam w każdym miejscu, w wolnej chwili. Z pozycji komórki, mogę jedynie czytać, niestety mam kłopot z komentowaniem. I teraz Wam już zdradzę, że pełną parą przygotowujemy się do otwarcia sklepu z kosmetykami naturalnymi - a jakże:P. Stąd całe zamieszanie, praca również w terenie, a przede wszystkim jej wiele.
Marzę, że przyjdzie moment, kiedy jakaś mądra głowa, znajdzie sposób na zaginanie czasoprzestrzeni i będę mogła być w kilku miejscach jednocześnie, albo się błyskawicznie przemieszczać, tudzież  stanie się możliwym rozciąganie ów deficytowego wymiaru naszej egzystencji, którą określamy, jakże krótkim słowem CZAS;).

Odnosząc się do tytułu dzisiejszego posta, tytułu trochę przekornego - bo odzyskałam mowę, otrząsnęłam się z pierwszego, pozytywnego  szoku i wreszcie zdaje się wiem, co powiedzieć chcę:).
Ostatnio czuję się, jak w oku cyklonu, gdyż z każdej strony dochodzą do mnie złe wieści od bliskich mi ludzi. Sprawy są poważne, jednak w większej mierze odnoszą się do ciemnej strony człowieka samego w sobie, a nie przyczyn niezależnych, czy losowych. Sprawiają, że wiara w ludzi, siłą rzeczy leci na łeb i szyję - ku samemu dnu...
Ale, ale ku pokrzepieniu - jak to ładnie Łucja zauważyłaś - przychodzą serca pełne ciepła, radości, przyjaźni, szczerości - które przez wiele kilometrów ślą światło i najniezwyklej w świecie pomagają utrzymać nas w pionie. Przypominają nam, że są także istoty czyste, pozbawione cech pewnych potworów,  sensowne, których spotkanie to radość w życiu.
Kiedy powróciłam z gorących wakacji, przymierzałam się do obowiązków i normalnego życia - w najśmielszych myślach nie sądziłam, że po tylu wrażeniach, w jednej chwili, coś mnie bardziej porwie, wzruszy, zachwyci. Nie spodziewałam się, że biegnąc po przesyłkę, odbiorę wielką pakę, z której wysypie się milion życzliwych serc, słońce większe od majorkańskiego,  rzeka serdeczności i góra kosmetyków... totalne ZASKOCZENIE i niesamowita NIESPODZIANKA!



Epicentrum na powyższym zdjęciu, to stąd płynęła cała pozytywna energia, wiele uśmiechu, ciepła i przyjaźni... motyle też widziałam:P.

 
Weronika - Livelle


Kompletnie nie wiem, jak mam podziękować, za tyle pozytywnych emocji, za kolejny życiowy "talizman", który staje na straży wiary w ludzi i w momencie zwątpienia stawia mnie do pionu, za wypełnienie brakującej już i tak powierzchni w komodzie:D. I wszystko w najgłębszej tajemnicy  (do samego końca!), bezinteresownie i na pewno skutecznie. Po prostu dziękuję i powtórzę się, ale życzę wszystkim, choćby przejścia koło Was...



Niestety kubełek, w ślicznym kolorze nadziei nie przetrwał - pocztowców nie lubimy, o nie! Chciałam skleić, jednak podjęta próba mnie nie przekonuje, bo skubany rozbił się miejscami w mak i mi te drobiny musiały uciec przy rozpakowywaniu:(... Aż łzy się cisnęły...

 

Wreszcie pełno cudów zamkniętych w buteleczkach i słoiczkach - oczy mi się świecą, jak złotówy... Ulubione marki, nieznane i planowane w przyszłości, która dzięki Wam, stała się moją teraźniejszością ☺.


♥ DZIĘKUJĘ ♥


Dajcie proszę znać w komentarzach, jakie są Wasze "talizmany"?

pozdrawiam

środa, 5 listopada 2014

Pustaki z minionego miesiąca │Denko październikowe

Witajcie,

Jakoś od weekendu ciężko mi się ogarnąć - zajęć mam mnóstwo i ciągłe poczucie niewyrobienia normy w ciągu dnia, choć i tak spać chodzę późno:P 
Dodatkowo ich przybywa;) Od dziś fitness, no bo foczka...☺ Mam twarde postanowienie, by codziennie choć godzinę poćwiczyć - może publiczna deklaracja prędzej mnie wyciągnie z kanapy;).
Ale wracając do tematu dzisiejszego posta... W wyniku ostatnich rozmów powstałych wokół denka, zaczęłam się zastanawiać dlaczego u siebie mam "projekt denko", od kiedy go zaczęłam i jak mocno obniża (czy w ogóle) standard mego bloga?
Zerknęłam zatem do Archiwum i czarno na białym - w 3 miesiącu od powstania Kosmetycznej Wyspy pojawiło się pierwsze denko. To, co od początku kierowało moim projektem, do teraz jest aktualne, czyli:
  • lubię kończyć kosmetyk, bo w jego miejsce mogę wyciągnąć nowy - zapewne gorąco wyczekiwany,
  • takie zbieranie "śmieci" mobilizuje mnie do systematyczności:). W między czasie zrezygnowałam z zachowywania opakowań po płatkach kosmetycznych:P Fakt ubywają, ale one jakoś mi znikają szybko tak czy siak... na inne typu - denko po wkładkach - sama bym nie wpadła jednak:P
  • w projekcie, mam (mamy), mini opinie w pigułce. Dla mnie to błyskawiczny podgląd, co mi służyło, do czego chcę/chciałam wrócić, a co omijać szerszym łukiem...
Wiem, że są zwolennicy i przeciwnicy denek - należę do pierwszej grupy, z pewnymi oczywiście zastrzeżeniami. Mianowicie lubię, kiedy denko jest czytelne - w jakiś jasny sposób skategoryzowane - u mnie jest to kolorystyka. Spotkałam się z podziałem na perełki, średniaki i słabeusze... Kiedy mam jasno przedstawiony taki zbiór kosmetyków - szybko orientuję się w temacie i gdy chcę zgłębiam, co mnie zainteresowało...
Oczywista, nie muszę już pisać, że co jest słabeuszem u Kasi - u Basi, czy u mnie może być hitem, etc...
Co do jakości bloga, w znaczeniu czy denko ją podnosi, czy obniża. Uczciwie rzecz ujmując, nie odczuwam z tego tytułu ani wzrostu ani obniżki;). Traktuję projekt jako część Kosmetycznej Wyspy, przerywnik między standardowymi recenzjami i "pamiętnik" z mini opiniami...
Tyle tytułem dzisiejszego denkowego wstępu, zatem do dzieła...

Legenda:
  • kolor zielony - produkt godny uwagi, chętnie do niego wrócę...,
  • kolor pomarańczowy - mam mieszane uczucia... lub możliwe, że jeszcze nabędę...,
  • kolor czerwony - temu produktowi mówię "nie", z różnych powodów, zatem zachęcam do czytania, bo może się okazać, że dla Was będzie "tak":)...








  1. Maska do twarzy Planeta Organica - w kosmetykach rosyjskich zachwycają mnie zapachy, takie jakich szukałam wśród natury. Ta maska była bardzo przyjemna w użyciu, fajnie chłodziła i łagodziła, skutecznie nawilżając lico. Jednak mam tyle nowych i kolejnych na nie pomysłów, że nie sądzę, bym kiedyś do niej wróciła.
  2. Scrub do ciała Bio2You - o ile mnie pamięć nie myli - łotewska marka - niedawne odkrycie. Ale ten scrub nie podbił mego serca. Głównie dyskwalifikuje go zapach, w którym pokładałam niezapomniane doznania, a tu mieszanka brzoskwini z migdałem okazała się dla mego nosa fiaskiem. Samo działanie poprawne, jednak stawiam na większe cząstki złuszczające;).
  3. Emulsja oczyszczająca z granatem Alterra - niestety Alterrę darzę coraz mniejszym zaufaniem. Tylko kilka produktów się u mnie sprawdziło i jest jeden bestseller, aczkolwiek to nie ta emulsja. Dla oddania sprawiedliwości, myje, ale nie zmywa makijażu. Jako poranne odświeżenie byłaby idealna, gdyby nie przebijał intensywny zapach alkoholu. Z rana wolę coś lżejszego i milszego...
  4. Balsam do ciała Pat&Rub - jestem na tak, jednak nie zawsze może być wystarczający. Seria hipoalergiczna to druga ulubiona, po otulającej i nawet bardziej na lato niż ta druga z wymienionych. Sprawdził się od stóp po szyję, poprzez dobre wchłanianie, skuteczne nawilżanie, łatwą aplikację i delikatny aromat - radość użytkowania:).
  5. Otulający scrub do ciała Pat&Rub - jeśli opanuje się niebanalną technikę obsługi, może stać się ulubieńcem - zapraszam na recenzję - klik.
  6. Babydream płyn do kąpieli dla dzieci - miniatura - lubię chyba wszystkie produkty marki, do tego przyjazne ceny, zachęcają do częstych i regularnych powrotów. Płyn zużył mój syn i oboje byliśmy zadowoleni:).
  7. Kula Organique - bezapelacyjna miłość ♥ - recenzja, na którą serdecznie zapraszam - klik.
  8. Pomadka ochronna z filtrem Lavera - nie zdążyliśmy nawet zdenkować, bo lato  jest po prostu za krótkie, a daty ważności obligują. Poza tym okrutnie bieliła, nie moja bajka... dawno temu o niej wspominałam w poście - klik.
  9. Krem aloesowy Santa Verde (medium) - tutaj miniatura, ale wyczuwam w powietrzu wiele dobroci, z tego może być pełnowymiarowa miłość. Jak tylko nadejdzie ten moment, na pewno zakupię:).
  10. Maseczka do twarzy Terra Naturi - niestety, okazała się zbyt mocna na moje lico, o czym poczytacie tutaj - klik.
  11. Szampon migdałowo - arganowy Alverde - tak, jak zazwyczaj bardzo mi pasują szampony marki, tutaj nie zaiskrzyło. Cieszyłam się, że się skończył.
  12. Dezodorant aloesowy So Bio Etic - tradycyjnie mi tu małż obniża średnią i twierdzi, że deo był właśnie średni i niewydajny. I woli bym mu kupowała Tea Tree dr.Organic:P.
  13. Żel i szampon Lavera - głównie korzystał mój syn:). Nie narzekałam też, kiedy umyłam nim włosy - poradził sobie z olejem i były po nim całkiem przyzwoite - nie trzeszczały bynajmniej.
  14. Maseczka do twarzy Natura Siberica - w obliczu składnikowych wątpliwości i wycofania ze sprzedaży przez Komisję Europejską, skróciłam jej żywot. Ale też nie uwiodła mnie, nawet zapachem... żalu nie było zatem.
  15. Aloesowe mydło do rąk Jason - przyzwoity myjak, który nie wysuszył na wiór naszych dłoni - co raz bardziej też, zaczynam cenić moc aloesu:).
  16. Woda winogronowa Caudalie - nie pieję nie wiadomo jak z zachwytu, ale to chyba jest wynikiem tego, że ja w ogóle nie potrafiłam dotychczas używać tego typu specyfików. Nie lubię zimą się chłodzić, natomiast w gorące dni, kiedy skóra dramatycznie się przesusza świetnie zdaje egzamin. Nawet małż się polubił z wodą, dlatego na upalne chwile naszego życia - prawdopodobnie wyłącznie czas urlopu - chętnie będę nas zaopatrywać w ten kosmetyk.
  17. Woda toaletowa Scent Essence Avon - świeży, przyjemny i subtelny zapach,  ładnie sprawdził się w gorącym słońcu:).
  18. Olej z baobabu - porównywany bywa do arganowego... Nie jest jednak moim must have.
  19. Carrot Oil - wyhaczony w TKMaxx - nie używałam solo, tylko do kręcenia kosmetyków, najwięcej dodałam do wakacyjnego olejku do opalania;).
  20. Olej do ciała limonka Alterra - bardzo fajny w kąpieli, bo do ciała, to oleje u mnie na co dzień nie za bardzo;). Świeży aromat sprawdza się szczególnie latem.
  21. Olejek Tea Tree - a to już nasze domowe must have, szczególnie lubi małż. Jednak niestety olejek olejkowi nie równy i ten konkretny okazał się słabszym bratem olejku dr.Organic - i na pewno będę do niego wracać.
  22. Olej z czerwonych malin - nie używałam solo, bo nawet nie zdążyłam, a już przyparła mnie do muru data ważności. Skończył w wakacyjnym olejku do opalania - wpasował się, jak ulał, zważywszy na posiadany filtr. Bardzo chętnie znowu nabędę.
  23. Hydrolat kadzidłowca Balm Balm - fantastyczny produkt, o którym więcej możecie przeczytać tutaj - klik. Niedawno do kompletu dołączył olejek z kadzidłowca:).


 Znacie coś z powyższych zużyć?


Oczywiście pamiętam o zabawie dla Czytelników i wkrótce pojawią się wyniki.
Podobnie, jak z powoli kończącym się konkursem, który zostawiłam Wam przed wyjazdem.
Jeśli ktoś ma chęć na udział w zabawie, jeszcze zostało kilka chwil - zapraszam tutaj - klik.

pozdrawiam

wtorek, 4 listopada 2014

Naturalny krem BB │ Lily Lolo

Witajcie,

Jeszcze dobrze nie ochłonęłam po urlopie, a tu już czekały niespodzianki pełne ciepła, ba płomieni Waszych serc - śmiem twierdzić, że gorętsze od majorkańskiego słońca:D Rozgościły się u mnie, zdaje się na zawsze, za co szczególnie dziękuję - wkrótce przygotuję na nie zoom:P.
Tymczasem mam dla Was relację "prosto" z plaży - jeszcze ciepła, jeszcze praży;) Przed Wami Krem BB z Lily Lolo, który towarzyszył mi przez cały urlopowy czas...



Producent:
Krem BB o lekkiej formule, w skład którego wchodzą odżywcze składniki o właściwościach przeciwstarzeniowych i nawilżających oraz mineralne pigmenty zapewniające wyrównanie kolorytu cery. Użyty jako podkład daje lekkie krycie i efekt zdrowej, promiennej cery. Świetnie sprawdza się także jako baza pod podkład mineralny.

Skład:
Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Coco-Caprylate, Cetearyl Olivate,  Sorbitan Olivate, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Argania Spinosa (Argan) Kernel Oil, Stearic Acid, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Boron Nitride, Benzyl Alcohol, Parfum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Tocopherol, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Leptospermum Scoparium (Manuka)  Oil, Punica Granatum (Pomegranate) Seed Oil, Dehydroacetic Acid, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Sodium Hyaluronate, Limonene, Linalool, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Ci 77891 (Titanium Dioxide), Ci 77491 (Iron Oxide), Ci 77492 (Iron Oxide), Ci 77499 (Iron Oxide).


W miękkiej, białej tubce - o prostej i eleganckiej szacie, znajdujemy 40 ml beżowej mazi. Na moich fotkach nie widać, ale po zdjęciu zamknięcia, jawi nam się pompka dozująca niewielką ilość kremu. Takie rozwiązanie, to jak dla mnie "strzał w 10", gdyż jest wygodnie, czysto i bez marnotrawstwa:)...




Po konsultacjach z Panią Aleksandrą, skusiłam się na kolor light - jaśniejszy z gamy dwóch propozycji marki - klik.
Jak widać na zdjęciu wyżej, wcale nie jest aż taki  jasny, co początkowo mnie z lekka speszyło - jak się okazało,  niepotrzebnie.
Krem ów posiada miękką, jedwabistą formułę, bardzo dobrze się aplikuje i równomiernie rozprowadza na licu. Tworzy subtelną mgiełkę, delikatnie wyrównując koloryt i pozostawiając nieznaczne rozświetlenie. Okazał się idealny na lekko opalonej twarzy, w bardzo ciepłe dni. Jednak nie pokryje większych przebarwień, czy zmian - dlatego niezastąpionym pomocnikiem, w tej sytuacji, okazał się korektor...


od miejsca, gdzie kończy się nałożony krem, jest rozsmarowany do dołu dłoni - mocniej opalonej od twarzy...


Bardziej jednak odczułam działanie pielęgnacyjne - jest dobrym nawilżaczem - dbał o moją cerę podczas, gdy słońce i słona woda próbowały wysuszyć ją na wiór. Acz z racji braku filtra, posiłkowałam się dodatkowo kremem z SPF - przed jego nałożeniem.
Sprawdzi się u osób, które cenią bardzo naturalny makijaż, albo właśnie w ciepłe, słoneczne dni. U mnie zdał egzamin, choć wypróbuję go jeszcze, jako bazę pod podkład mineralny - jestem ciekawa tego duetu...:).


Cena: 65.90 zł


http://www.costasy.pl/menu,135,krem_bb


Mieliście okazję poznać się z kremem BB Lily Lolo?
Jakie kremy się u Was sprawdzają?


pozdrawiam


poniedziałek, 3 listopada 2014

Tydzień w obiektywie 11 │Krótkie powitanie

Witajcie,

Jak to się mówi, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - choć przyznam szczerze, że już mi z lekka za chłodno i za ciemno...;)
Miniony czas był mówiąc bardzo zwięzłowato - ciepły, a czasem gorący, niezwykle bogaty w barwy - szczególnie wszelkie odcienie błękitu, syty, mokry i słony... To był dobrze spędzony czas, akumulatory naładowane i gotowe do podejmowania wszelakich wyzwań...
A było tak...









Jeśli macie ochotę na relacje z mych wakacji, prawdopodobnie więcej pojawi się cyklicznie na Zakątku Pieguski - już teraz serdecznie zapraszam:)


Pewnie już śpicie, ale udanego tygodnia!
Jutro zaczynam zerkać, co też u Was ciekawego
- zatem do spotkania:)


wtorek, 21 października 2014

Czarne mydło z olejem arganowym Alepia ♥ │Konkurs na jesienny wieczór

Witajcie,

Pakuję nas już pełną gębą - jutro skoro świt startujemy. Dlatego wybaczcie proszę, słabą obecność na Waszych blogach, bo oczywiście pakowanie to tylko malutki wycinek mych zajęć ostatnio. Niemniej, jeśli jeszcze zdążę, chętnie do Was zajrzę. W innym wypadku, "zobaczymy się" po 2 listopada :).
Jak wspominałam, nie chciałabym byście się zanudzili, czy zapomnieli o mnie, dlatego zostawiam Wam konkurs, który znajdziecie, zaraz po spotkaniu z Czarnym mydłem Savon Noir Alepia...



Producent:
Marka Alepia stworzyła unikalne czarne mydło z dwóch szlachetnych olejów: arganowego oraz oliwy z oliwek tłoczonej na zimno.
Savon Noir doskonale oczyszcza skórę i usuwa martwy naskórek, sebum, toksyny oraz inne zanieczyszczenia. Skóra po jego użyciu staje się jedwabiście gładka, miękka, delikatna i dotleniona, można stosować go także na twarz. Savon Noir z Olejem Arganowym zostało opracowane i wykonane w Aleppo, przez najlepszych mistrzów mydlarstwa z Aleppo.
Czarne mydło jest odpowiednie dla wszystkich typów skóry, ponieważ bardzo dobrze usuwa nadmiar sebum i oczyszcza tłustą i mieszaną cerę, a suchą skórę delikatnie oczyszcza, bez wysuszenia i podrażnień, ponieważ przywraca film hydrolipidowy na jej powierzchni.
To mydło niesamowite, różni się od innych, jest bardziej wyraziste, a jego subtelny zapach, świeżych kwiatów, jest bardzo przyjemny. Testowane dermatologicznie!


Skład:
Potassium Olivate*, Aqua, Glycerin, Argania Spinosa Kernel Oil*, Potassium Hydroxide.

*składniki pochodzące z certyfikowanych upraw organicznych.


W prawie wiaderku (plastikowym), otrzymujemy 200 ml w 100% roślinnego mydła. Moje mydło jest mieszanką oliwy z oliwek z olejem arganowym.
Subtelny zapach oliwek przeplata się z naprawdę delikatną orzechową nutą. Wcale mi nie przeszkadza, choć aromat nader roślinny, ale także ulotny...



Najczęściej tę ciemno-brązową maź stosuję na twarzy. Mydło tworzy lekką emulsję, nie pieni się jakoś specjalnie.
Jest to fantastyczne oczyszczanie z motywem peelingu enzymatycznego. Otrzymujemy efekt trzeszczącej cery. Błyskawicznie i bardzo delikatnie pozbywa skórę toksyn, martwego naskórka i zbędnych zanieczyszczeń. Po, cera jest wygładzona, jędrna i aksamitna w dotyku. Przy długofalowym stosowaniu, zauważyłam ograniczenie występowania wyprysków, a jeśli nawet, który się odważy, znika błyskawicznie;).
Uwaga na oczy, jeśli się dostanie choć odrobinka bardzo szczypie.
Czarne mydło stosowane jest także do oczyszczania ciała. Z racji jego struktury i trudności w rozsmarowywaniu, użyłam go tak tylko raz. Ale jednak efekt, warty wysiłku, zatem będę powtarzać.
Mazidło rozprowadziłam po ciele, tak by otrzymać tę delikatną piankę, odczekałam ok 15 minut (w nagrzanej parą od gorącej wody łazience) i sięgnęłam po rękawicę Kessa. Delikatnie masowałam ciało przez dłuższą chwilę, po czym spłukałam całość. Rezultaty genialne - dokładnie, jak przy twarzy - ciało przyjemne w dotyku, delikatniejsze i gładsze.
Jednak po zabiegach na twarzy i ciele, moja skóra potrzebuje nawilżenia. Także raczę odpowiednio - twarz tonikiem, serum i kremem, a ciało (w zależności od nastroju) - masłem czy balsamem.
Reasumując, czarne mydło  jest niezbędnym specyfikiem i śmiem twierdzić, że nie tylko w kosmetyczce naturalnie zakręconych:).


Cena: ok. 70 zł - ale ceny są bardzo zróżnicowane - swoje oczywiście capnęłam w promocji z polskiego sklepu internetowego.



Macie, znacie?
A może mieliście i już nie chcecie znać?


***


A teraz zapraszam, na zapowiedziany we wstępie Konkurs na jesienny wieczór... w którym nagrody, to niespodzianki:). Ale, jeśli ktoś mnie ciut zna, ten wie, że to będą przyjemne niespodzianki;). Przewiduję dwie nagrody główne i upominek pocieszenia. Postaram się dorzucić cośkolwiek z ciepłych (mam nadzieję:P) wakacji:D...


główna grafika ze Stocka


Przed Wami, krótki formularz zgłoszeniowy. W konkursie mogą brać udział wszyscy Czytelnicy bloga, także Ci którzy swoich blogów nie mają. Kilka warunków jest obowiązkowych (w tym odpowiedź na pytanie konkursowe) - pozostałe wedle uznania:).
Zastrzegam sobie prawo, do nie przyjęcia zgłoszenia bez podawania przyczyny - dotyczy osób, które odeszły po ostatnich konkursach:P - a także zgłoszeń niekompletnych. Zabawa trwa od  21.10. - 05. 11. 2014' - zaczynamy, póki jestem i jeszcze mogę rozwiać wszelkie wątpliwości czy poprawić  błędy. Bo także mam kłopot z komentarzami z pozycji telefonu - czemu po powrocie obiecuję się przyjrzeć.


Życzę Wam weny i powodzenia!
pozdrawiam


niedziela, 19 października 2014

Krem Laura na dzień │Laura Day Cream Femi

Witajcie,

Powiem Wam (tak szeptem), że mimo wszelkich przeciwieństw losu, powoli zaczęłam nas pakować:D. Tak - za dwa dni startujemy na wakacje... Zbieg wszelkich życiowych perypetii i chorób, nie pozwala  mi porządnie skupić uwagi na wyjeździe, ale dziś, choć szykuję nas między, tzw. wierszami - zaczynam coś czuć. Pierwszą, mikrą radość w temacie...
Zapewne zostawię Wam co nieco na Wyspie, byście się nie nudzili:P Ale póki jestem, mam dla Was kilka słów na temat Kremu na dzień Femi z linii Laura...



Producent:
Krem przeznaczony jest do dziennej pielęgnacji cery bardzo suchej. Zadaniem kremu jest wzmocnienie i regenerowanie warstwy lipidowej skóry. Dzięki kompleksowi lipidowemu i synergii działania wyszukanych ekstraktów roślinnych z pączków kaparów, jęczmienia, rozmarynu i liści drzewa oliwnego, krem Laura w wzmacnia elastyczność skóry i utrwala pożądany efekt naturalnego nawilżenia. Krem także poprawia komfort skóry mocno przesuszonej i nazbyt napiętej, dając efekt satynowego naskórka i obniżając tendencję do przedwczesnego tworzenia się zmarszczek. Regularne stosowanie kremu czyni cerę miękką, gładką, elastyczną i odprężoną, a nastrój ulega znacznej poprawie, dzięki obecności szlachetnych olejków eterycznych: różanego, sandałowego i geraniowego.


Skład:
Tilia Plathyphyllos Flower Water, Rosa Centifolia Water, Biosacharide Gum-1, Buxus Chinenis Oil, Glyceryn, Butyrospermum Parkii Butter, Argania Spinosa Oil, Cetyl Alkohol, Glyceryl Stearate, Octyldodecyl Miristate, Capparis Spinosa Fruit Extract, Kaempferia Galanga Root Extract, Tocopherol, Glyceryl Stearate Citrate, Ceramide 3, Soybean Glycerides, Butyrospermum Parkii Usaponifiables, Parfum, Rosmarinus Officinalis Leaf Extrakt, Turmerone, Santalum Album Oil, Pelargonium Graveolens Oil, Rosa Damascena Oil, Lecithin, Acorbyl, Palmitate, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Xantham Gum, Citral, Citronellol, Geraniol, Farnesol, Eugenol, Linalool.



W porządnym, estetycznym, szklanym  słoiku, otrzymujemy 50 ml kremu. Design opakowania iście wiosenny, aż przyjemnie zawiesić oko. Całość zamknięta w kartoniku na miarę, z identyczną, radosną grafiką. Dodatkowo kartonik jest przepasany uroczą tasiemką pod kolor - czuję się dopieszczona:).
Chcąc zajrzeć do środka, po odkręceniu nakrętki, unosimy plastikowe wieczko zabezpieczające. Po czym ukazuje nam się zwarta, gęsta, jasno - beżowa maź...




W zetknięciu ze skórą, staje się wygodnie plastyczna i gładko sunie po twarzy. W tym momencie, następuje u mnie niesamowite uczucie komfortu. Jestem bardzo zadowolona, że zrobiłam dla siebie coś dobrego:).
Wyrazisty aromat, daje +100 do nieskrywanej przyjemności - ku jednak moim oczekiwaniom, z czasem subtelnieje - aż przestaje być wyczuwalny...



Mówiąc o kosmetyku Femi, nie sposób nie wspomnieć o fantastycznym i oczywiście zielonym składzie. Szczególną uwagę, pragnę skierować na fakt, że zamiast wody (na pierwszym miejscu INCI), już raczymy się walorami hydrolatu, w tym wypadku lipowego - i to jest piękne i warte swej ceny.
Przy regularnym stosowaniu kremu, zgodnie z przeznaczeniem - rano - moja twarz odżyła. Nabrała promiennego blasku, a przesuszenia uciekły w siną dal. Systematyczność i długofalowość - to słowa, które moim zdaniem są elementarnymi, jeśli mowa o pielęgnacji naturalnej. Tylko to (w połączeniu, w tym wypadku z kremem Laura), zapewnia mi gładkie, wręcz aksamitne lico, nawilżenie, a po czasie dostrzegam także odpowiednie napięcie skóry.
Nie wiem, kiedy skubaniec się skończy, chyba mu naprawdę ze mną dobrze;). Odwzajemniam uczucia i z niekłamaną radością sięgam po krem prawie każdego dnia, by nakarmić cerę i poczuć tę ulgę na licu, to ukojenie mojej wrażliwej cery.


Cena: 213 zł



http://sklep.femi.pl/pielegnacja-twarzy/kremy/laura/krem-laura-na-dzien



 Znacie się już z kosmetykami marki Femi?
Jeśli nie, serdecznie Was zapraszam. Tutaj znajdziecie
więcej na temat firmy i skutecznych, naturalnych produktów:).


pozdrawiam


Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *